WWE 2K20
Jako, że moja przepiękna recenzja Death Stranding poszła się kochać, bo jestem po prostu za głupi na to, żeby zacząć pisać w Wordzie i przerzucić to na stronę, to zdecydowałem, że już nigdy nie wspomnę o tej grze. Zamiast tego zdecydowałem, że więcej sensu będzie miało napisanie recenzji, która zebrała na łamach portalu WrestleFans ocenę 7/10 i jest to oczywiście WWE 2K20. Od dawna jestem fanem serii i pamiętam jak jeszcze grałem w grę z 2008 roku, która jest dość kultowa i nie bez powodu uważam ją za jedną z lepszych części. 2K20 kupiłem, bo roster w 2K19 mi się znudził, a także zabrakło mi pomysłów na prowadzenie trybu Universe, który bądź co bądź prowadziłem od premiery 2K19 w 2018 roku. Cena gry to jakieś 80 złotych i w tej recenzji napiszę dlaczego to o 80 złotych za dużo i dlaczego ta gra powinna być dodawana co najwyżej do Czokoszoków z Biedronki.
Po pierwsze i najważniejsze. Waga pierwszych aktualizacji, które oczywiście musiałem pobrać, żeby jako tako „cieszyć się” z gry to ponad 20 GB. To dużo jak na grę z marki WWE, bo jeśli dobrze pamiętam to aktualizacje w poprzedniej części zajmowały jakieś kilka GB. Chyba to już świadczy o tym w jakim stanie znajduje się kupiony przeze mnie produkt. Warto zaznaczyć, że niepewne stanowisko samego WWE jak i twórców dotyczące tego, czy grę należy pokazywać przed premierą zapalało nad moją głową czerwoną lampkę. Gameplay ujrzeliśmy chyba dwa tygodnie przed premierą (!), a roster ogłoszony został ot tak, jacyś twórcy z YouTube'a ogłosili go w sposób kompletnie bezpłciowy i żałosny. Stwierdziłem, że poczekam i poczekałem rok aż zdecydowałem się na zakup, o czym zresztą wcześniej już pisałem.
Pan Borkowski wymienia poszczególne elementy menu i pisze o nowościach. Postanowiłem, że zrobię dokładnie to samo.
PLAY – w zasadzie nic nowego względem poprzedniej edycji. Przepraszam, dodali Mixed Tag Team Match, który w zasadzie mogliśmy już ujrzeć na PS3, ale wiecie, na PS4 wszystko traktowane jest jako nowość, a tak naprawdę z tymi względnymi nowościami mieliśmy już do czynienia dawno temu. EA i FIFA coś o tym wiedzą. A więc to byłoby na tyle jeśli chodzi o nowości. Rzeczy takich jak nowe miejsca do bitki na zapleczu nie wymieniam, bo kto walczy na jakichś cmentarzach? Według mnie to jest robienie z WWE smutnego żartu i chęć przypodobania się ludziom, którzy szukają bijatyki i wrestlingu nie znają.
2K CENTRAL – WWE chwaliło się przedstawieniem nam historii Four Horsewoman i tak szczerze to miałem to kompletnie gdzieś. Prawda jest taka, że ostatni tryb Showcase, w którym się dobrze bawiłem to ten z gry z 2015 roku. Z każdym kolejnym rokiem Showcase oferuje nam mniej interesującą historię lub taką, którą bardzo dobrze znamy. Więc ominąłem ten tryb szerokim łukiem, gdyż wielkim problemem jest też to, że za każdym razem twórcy omijają rzeczy istotne lub zawodników (albo zawodniczki) wywierających ogromny wpływ na wydarzenia. Omijają ich, bo przecież nie mają oni już kontraktu z WWE, a to oznacza, że przecież nie można ich tam dodać. Kolejnym trybem, a raczej doskonałym żartem ze mnie i z moich pieniędzy jest omawiany w popularnej recenzji tryb, a raczej płatna historia pod tytułem „Bump in the Night”. Normalnie to nigdy bym za to nie zapłacił, bo to czyste złodziejstwo, ale że miałem ten tryb dodany dzięki kupionej edycji zawierającej DLC to go odpaliłem. Odpaliłem go, gdyż musiałem go ukończyć, żeby odblokować postać The Fienda. I był to zlepek dokładnie takich samych walk odbywających się na cmentarzu, w które grało się po prostu fatalnie. Wszystko opierało się na tandetnym obijaniu przeciwnika, aby doprowadzić do nokautu, a ten to dobierany był chyba losowo, bo raz załatwiłem Kane'a po stylowym Uranage, a z Papą Shango biłem się bite piętnaście minut, gdyż gra uznała, że siedem wykonanych finisherów to za mało, a cios z główki wystarczy do znokautowania Shango. No spoko.
MyPlayer – błagam, litości. Jest to najgorszy tryb w serii gier od lat, nie ma w nim niczego ciekawego, historie przedstawione w nim są głupie. Widziałem pierwsze pół godziny z tego trybu i widziałem też tę paskudną niczym z początkowych lat istnienia PS3 grafikę i zdecydowałem, że nie będę krzywdził siebie i ominąłem ten tryb szerokim łukiem.
WWE Universe – dla mnie najciekawszy tryb, bo jestem cholernie kreatywny jeśli chodzi o tworzenie rywalizacji i zawsze odpalam go i spędzam w nim najwięcej swojego czasu. Tym razem zawarto kilka nowości, zresztą co roku dodawane są kolejne rzeczy i myślę, że za kilkanaście lat ten tryb będzie kompletny. Tym razem możemy zwiększać liczbę walk, które odbyć się mogą podczas tygodniówki czy PPV i uważam, że ta opcja powinna być w grze od lat. Wkurzało jak nie raz na większej gali musiałem tworzyć dzień wcześniej takie samo PPV, żeby móc przeprowadzić większą ilość walk. Rzecz na plus. Reszta bez zmian
Online – nie, błagam, kto normalny włącza tryb online w grach z serii WWE?
Creations – w zasadzie nic nowego. Tworzysz, edytujesz i tyle. Zabawne jest to, że opcja stworzenia tytułu została dodana dopiero jakiś czas po premierze. Jest to zabawne, bo ta opcja dostępna była w grach z serii WWE od dawna i zawsze na start. Czyli produkt w połowie ukończony idzie na sprzedaż. Edycja strojów zawodników i zawodniczek to śmieszny żart, gdyż oczywiście można to zrobić, ale albo gra wyrzuci się do ekranu startowego konsoli, przy okazji freezując całą konsolę lub jeśli masz szczęście – wyłączy jedynie grę i otrzymasz informację o crashu. A jeśli jakimś cudem zapiszesz strój to i tak albo nie zagrasz, bo wyłączy grę lub będzie to mocno utrudnione, gdyż obecność miliona bugów skutecznie zniechęci Tobie rozgrywkę. Edycja movesetów niczym się nie zmieniła, ale chciałbym, żeby twórcy kiedyś dali opcję możliwości kopiowania tych movesetów z poprzedniej wersji gry. Bo to zawsze wkurza jak trzeba siedzieć w edytorze dobre kilka godzin, żeby pozmieniać akcje, których większość zawodników już nie wykonuje albo wykonała max raz. Nie wiem, czy teraz nie walnę jakiejś gafy, ale jeśli dobrze ogarniam to Zack Ryder cały czas ma ustawiony Zack Attack jako finisher. To wiele mówi o chęci zmiany movesetów przez twórców. Oczywiście nowe movesety mają zawodnicy debiutujący w grze, ale tym co pojawiają się od lat zawsze trzeba zmieniać. No dobra, nie trzeba, ale denerwuje to o czym już napisałem.
Reszta to już nic ciekawego. Zadam to samo pytanie. Czym w takim razie wyróżnia się WWE 2K20 od 2K19? Tym, że naprawdę czasem można zmienić się w stu procentach na gorsze. Po pierwsze. Gameplay to jest jakiś żart. Od spowolnienia animacji takich akcji jak podnoszenie przeciwnika , a trwa to dobre kilka sekund. Dla kontrastu kombinacja GTS/German Suplex wykonywana przez Matta Riddle trwa krócej, gdyż jest nienaturalnie przyspieszona. Tutaj też chcę napisać o tym podejrzanym przyspieszaniu animacji wielu rzutów lub uderzeń, co po prostu wygląda idiotycznie. Bo nie chce mi się wierzyć, że jakaś kombinacja Powerbomb/Cutter/Backstabber/Tombstone trwa krócej od wykonania Dropkicka. Oczywiście tutaj koloryzuję, ale tak właśnie jest. Dalszą sprawą jest coraz większa głupota komputerowego przeciwnika. Ja wiem, że AI w serii gier nigdy nie było jasnym punktem, ale po ustawieniu sliderów dało się grać, no i też warto zaznaczyć, że w gry z serii WWE grają tylko fani, którzy czasem, żeby walka dobrze wyglądała po prostu dają sobie wykonywać akcje przeciwnika. Tutaj jednak jest trzykrotnie gorzej. Od masowego braku wykonywania finisherów przez AI do spamowania jednym i tym samym ciosem przez moment aż w końcu będziesz mógł to skontrować. Jedną z moich pierwszych walk było starcie Roode vs Ryder i wszystko było o dziwo płynne, aż do momentu, w którym padłem brzuchem na matę. Zack, którym sterował komputer postanowił to wykorzystać i zaczął systematycznie wspinać się na trzecią linę, skakać z niej i trafiać mnie Elbow Dropem, a najzabawniejsze w tym jest to, że nie mogłem tego skontrować, gdyż opcja kontry mi się nie pojawiała. Po dokładnie siedemnastu takich skokach, kondycja Rydera spadła do zera, ale Zack nie przestawał próbować i cały czas szedł w stronę narożnika, nie mogąc na niego wejść, gdyż był zbyt zmęczony. Żałuję, że tego nie nagrałem.
Po milionie łatek gra nie częstuje nas tyloma bugami, w zasadzie to jest dziwnie stabilna, jednak zdarzają się momenty wprost żałosne. Walki w ośmiu rozegrać się nie da, bo liczba klatek na konsoli spada do minimum i płynność jest praktycznie zerowa. Fizyka przedmiotów nie istnieje, skaczą one jak zwariowane po ringu, a stoły niszczą się od samego patrzenia na nie. Włosy zawodników świrują takiego pawiana, że czasem cały ring otoczony był ciemnym lub jasnym kolorem. Właśnie dlatego Dolph Ziggler byłby najbardziej znienawidzoną postacią w tej grze, gdyż jego dziwny kucyk powoduje, że gra dostaje bzika. W rozgrywce pomóc mają nowe umiejętności, lecz sama ich obecność niszczy jakąkolwiek otoczkę wrestlingu. No bo co fajnego jest w jakimś nierealistycznym unieruchomieniu rywala? Odpowiadam – nic. Czy ja gram w jakieś WWE All Stars?
Jeśli chodzi o grafikę to ta zmieniła się na gorsze i mam wrażenie, że gry z konsoli PS3 wyglądają podobnie, a nawet lepiej. Twórcy w kilku sytuacjach powiedzmy, że się postarali, większość zawodników wygląda do siebie podobnie, choć czasem się zastanawiam co jest tym czymś pod brodą Pete'a Dunne'a. Ok, pojedynki związane z tym trybem 2K Originals wyglądają nieźle dzięki grze świateł, ale jak już wchodzimy do ringu to ten jest jakiś taki cholernie blady. Becky Lynch promowała grę swoją twarzą, a w grze jej nawet nie ma, bo ta ruda zawodniczka z takim samym ringname'm co ona to nie wiem kim jest. Idziemy dalej, roster. Roster w miarę aktualny, choć ta zabawa z dodawaniem do gry jednej trzeciej grupy Forgotten Sons czy usuwanie zawodników normalnie występujących to jakieś jaja. Nie wiem jednak o co tu chodzi, czy to jakieś problemy z licencją, czy po prostu usunięto ich, bo nie pojawiali się miesiąc na NXT. Brak Killiana Daina to dziwna decyzja. Oczywiście rozumiem, że ciężko było stworzyć WALTERA, przecież on jest tylko mistrzem UK i wystąpił na wielu galach Takeover. Wrócił nieobecny Ciampa, ale ktoś chyba był za leniwy, żeby dać mu właściwą wejściówkę, bo Tomek cały czas wbija do ringu jakby był częścią DIY. A co ciekawe, ta nowa wejściówka w grze jest, możesz ją sobie ustawić, ale dlaczego nie była ona podstawowym wyborem? Czyżby ktoś kopiował jak leci z 2K18 i nie zauważył, że Ciampa ma inny gimmick? W sumie to sam wygląd Ciampy uległ zmianie, gość jest teraz nawet nabity, a w grze wygląda jakby nie jadł od kilku miesięcy. Ale najbardziej mnie chyba boli zmiana sterowania. Kto stwierdził, że coś co działa dobrze nadaje się do zmiany? Czy jakikolwiek fan tych gier, który zna sterowanie od lat uznał, że należy je zmienić na mniej czytelne? To jest kolejny zarzut co do tego, że gra była chyba skierowana do fana zwykłych bijatyk. Kontrowanie przypisano do trójkąta, którym wykonywało się finishery. A wykonywało się je od kilkunastu lat tym przyciskiem. R2 nawet nie wiem do czego służy, wychodzenie z ringu i podnoszenie przedmiotów także przypisane inaczej, bo tak. Mógłbym się nad tym pastwić jeszcze, ale chyba już sporo napisałem.
Także tego... Yukes uciekło z tonącego statku, a niedoświadczeni panowie z Visual Concepts kompletnie nie poradzili sobie ze stworzeniem czegoś, co w zasadzie można było po prostu zerżnąć z poprzedniej części. WWE chciało gry na teraz, 2K pewnie też, a odwoływanie premiery byłoby słabe. Znam ten patent, po prostu czasem lepiej wydać niedokończony produkt i odzyskać część pieniędzy niż wszystko usunąć i stracić wszystko co się zainwestowało. Problemem jednak jest to, że ta gra nigdy nie powinna się ukazać i doszukiwanie się jakichkolwiek plusów to masochizm. Grę sprzedałem po tygodniu testów, straciłem trochę kasy na tym, ale nie żałuję. W zasadzie to nikt jej nie chciał kupić i bałem się, że będzie ona straszyć każdego kto wejdzie do mojego pokoju. Na szczęście znalazłem jakiegoś jelenia, który wziął i uwolnił mnie od tego strasznego bólu. Także nie wierzcie ludziom, którzy dobrze ocenili grę, bo dostali ją za friko dla syna będącego fanem Reya Mysterio.
Zagranie w WWE 2K20 sprawiło, że pokochałem na nowo 2K19.
Plusy:
nie wiem, może roster?Minusy:
wszystkie.
Ocena: 1/10