Zaczynając od rzeczy mniej istotnych - generalnie jedno ze słabszych PPV od AEW. Zdecydowanie nie tak słabe jak All Out 2020, ale drugie miejsce od końca już może okupować bez większych problemów. Generalnie nie chce mi się pisać o wszystkim, bo prawda jest taka, że większość gali była totalnie bez historii. Nic szczególnie słabego, ale za to nic szczególnie wybitnego. Największy problem jaki miałem z tą galą do pewnego momentu to fakt, że czułem się tak jakbym oglądał gloryfikowany odcinek Dynamite lub pre show do PPV. Takie walki jak Tag Team Battle Royal, pas kobiet (ogólnie spoko, ale totalnie zero podbudowy), Miro & Sabian vs Orange & Taylor i trochę na siłę Hangman vs. Hardy oraz Ladder match - to wszystko mogłoby być na Dynamite lub jako wypełnienie PPV. A tymczasem wymieniłem 5/8 walk gali PPV, która trwała 4 GODZINY. Gdyby jeszcze faktycznie wszystkie wspomniane walki się przebiły poziomem to niemiałbym z tym aż takiego problemu, ale właśnie jak już wspomniałem - wszystko na tym PPV było w zasadzie tylko okej.
Drugim problemem było dla mnie to, że nagrodą w Ladder matchu był pierścień z Sonica. Jak AEW chce żeby ich traktować poważnie gdy coś takiego robią? W sensie wiem, że inside joke w środowisku, że "grab the brass ring" ale właśnie - to inside joke. Osoby, które mają pierwszy raz do czynienia z AEW sobie pomyślą, że czemu zawodnicy walczą o takie złote kółko

Mogli spokojnie dać zwyczajny kontrakt nad ringiem lub coś w tym guście i odpuścić sobie żarty, których albo nikt nie zrozumie albo które zwyczajnie nie są śmieszne, albo oba jednocześnie.
W międzyczasie zadebiutował Christian. I spoko, bo go lubię, no i fajnie będzie go zobaczyć w ringu po tylu latach przerwy. Jednak takie trzy tycie sprawy. Czy on faktycznie jest AEW potrzebny? Imo nie aż tak, ale powiedzmy, że może być dobrym wzmocnieniem. Trochę mi szkoda tego, że jednak nie został w WWE, potencjalny pożegnalny run z Edge'm to coś co zdecydowanie chętniej bym zobaczył, ale może faktycznie coś ciekawego dla niego AEW szykuje. Tylko właśnie, co dla niego szykują. Na PPV Christian po prostu wyszedł, podpisał kontrakt i wyszedł, poza hasłem Out. Work. Everyone. to w tym wszystkim na razie nie ma nic, więc jedynie można się domyślać w jakim kierunku to pójdzie. I ostatnia sprawa - ja serio lubię Christiana, ale czy czasem AEW nie przehajpowało jego debiutu? W sensie promowali kogoś kto nadaje się do Hall of Fame, specjalnie pojawi się po raz pierwszy na PPV żeby podpisać kontrakt. No musi to być jakaś spora gwiazda i choć Lesnar, CM Punk czy nawet John Cena to nazwiska, które były po prostu śmiesznymi propozycjami, tak Khan promując ten debiut sprawiał wrażenie jakby to miał być właśnie ktoś z tej trójki. A tymczasem Christian, który owszem karierę napisał potężną i jest mimo wszystko dużym nazwiskiem, ale do wspomnianej trójki mu bardzo daleko i taka jest prawda. Przez to Christian wydaje się być pewnym zawodem, bo nadzieje były znacznie większe.
Trzecim problemem był dla main event. Choć tak naprawdę nie cały main event, a jego elementy i nie mówię tu nawet o tym co było po tej walce, to jeszcze później sobie omówimy. Ogólnie jestem "wielbicielem" deathmatchy, więc ta walka u mnie była z góry spisana na straty, chyba że mnie do siebie przekonają. Bo choćby uwielbiam oglądać hardcore'owe walki Terry'ego Funka czy Micka Foleya, więc to nie tak, że mogliby zrobić najlepszą walkę w historii i bym powiedział, że gówniana walka. I teraz tak: samą konstrukcją ringu mnie specjalnie nie zachęcili. Po pierwsze - po chuj w takiej walce liny? Jedyne co tutaj zrobiły to odebrały "moc" drutu kolczastego, który sam zamiast lin wyglądałby znacznie bardziej przerażająco. Po drugie - liny były po to żeby jedna strona była bez drutu kolczastego. I moje pytanie to - po co? Niejako celem tej walki jest to żeby ograniczyć możliwość ucieczki z ringu/interwencji osób trzecich do absolutnego minimum. No i robiąc taki zabieg AEW opluło oba cele, bo i zawodnicy sobie swobodnie wychodzili z ringu i także nie było problemu z tym żeby Gallows i Anderson sobie wbili do ringu. I znowu, odebrało to trochę prezencji drutowi kolczastemu wokół ringu. Po trzecie - eksplozje w trakcie walki. Nie wyglądały jakoś zupełnie tragicznie, choć tak naprawdę można było odczuć wrażenie, że są to bardziej efekty specjalne niż prawdziwe zagrożenie dla zawodników. Ale jak wspomniałem, nie wyglądało to zupełnie tragicznie, więc jestem gotów odpuścić. Choć akurat ten wybuch przy Paradigm Shift poza ring był serio chujowy - lekkie pierdnięcie kilka metrów obok wykonania akcji? I to ma być jeden z największych spotów walki? Po czwarte - spoty. Tylko jeden spot mam wrażenie że miał jakiś cel w tej walce, a dokładniej to jak Moxley kopnął dolną linę aby przerwać pin. Nie ukrywam, że to akurat jeden z lepiej rozkminionych spotów jakie widziałem i to mi się podobało - OWA wciąż bez kickoutu, pin przerwany, Moxley wygląda na kozaka, który w akcie desperacji jest gotów zrobić wszystko. Poza tym jednak, czy to musiał być akurat Exploding Barbed Wire Deathmatch żeby to co działo się w ringu miało jakieś znaczenie? Imo niekoniecznie.
Dobra, przechodzimy do creme de la creme. Eksplozja na koniec. Czy największy przypał od Shockmastera? Nie wiem, bo było dużo równie legendarnych bekowych momentów w wrestlingu przez ten czas. Ale na pewno najbardziej komiczna rzecz jaką zrobiło do tej pory AEW (choć też dosyć trudny wybór między "eksplozją" i tatuażem na szyi Cody'ego, którego wciaż nie umiem traktować poważnie) i dołącza do listy debilnych momentów, których AEW się dopuściło na PPV - tuż obok próbą morderstwa Matta Hardy'ego na All Out, ale nad prawdopodobnie najgorszym występem live w historii wrestlingu w wykonaniu Downstait na zeszłorocznym Revolution (jak widać na tej gali co roku będą musieli odjebać coś głupiego), czy puszczaniem wielkiej ilości pyro na wejściu z psem na All Out 2019. Patrząc na to, że AEW ma za sobą 8 gal PPV, no to jednak jest tego spektakularnie dużo.
Nie wiem co sobie oni wszyscy myśleli przed tą walką. Na początku stwierdziłem, że to niefortunny botch produkcyjny (których swoją drogą jest w kurwe dużo w AEW) i choć widok śmieszny, tak jednak nie tak to miało wyglądać. Potem jednak okazało się, że to dokładnie tak miało wyglądać i Tony Khan nawet się z tym nie krył. I teraz nie rozumiem tej logiki w tym wszystkim. Jeśli wiedziałeś, że tak to miało wyglądać, to albo uznałeś, że wygląda to dobrze (i jeśli taka jest prawda, to Chryste Panie) albo że wygląda to chujowo, ale ludzie są na tyle głupi, że nie zauważą i nie będą domagać się więcej, albo że wygląda to chujowo, ale i tak chcesz zrobić taką, a nie inną walkę. W każdym razie, jeśli wiedziałeś, że będzie wyglądało to chujowo i nie jesteś w stanie pokazać nic więcej, jak to twierdzi sam Tony Khan, to jaki jest sens robienia walki, której głównym celem jest właśnie ta finałowa eksplozja? Już pomijając fakt, że w Japonii 25 lat temu byli w stanie sprawiać wrażenie, że ring wyjebało w kosmos przy takich eksplozjach, więc tym bardziej w dzisiejszych czasach podłożenie paru petard dymnych do tego aby zachowało to minimum przyzwoitości nie powinno być żadnym problemem. Mam niesamowitą bekę z tego momentu, jednak gdzieś z tyłu głowy bardzo mocno szkoda mi również Eddiego Kingstona. Był tutaj świetny pomysł na face turn, który dobrze wykonany mógł być absolutnie wybitny, a tymczasem nie dość, że wyszła kaszana, to jeszcze sam Eddie, który jest mega kozakiem na mikrofonie i w ringu, prawdopodobnie najlepszą też postacią w AEW obecnie wygląda tu jak debil i pizda, czyli totalne zaprzeczenie całego jego gimmicku.
Coraz częściej zaczynam pisać rzeczy w stylu "oby AEW nauczyło się na błędach poprzedników i swoich i stawało się coraz lepszym produktem" i mi się to nie podoba. Naprawdę chcę żeby AEW osiągnęło sukces, ale na razie patrząc na to, że regularnie dają takie klopsy typu ta eksplozja czy sytuacja Hardy'ego na All Out to robią sobie złą prasę, a prawda jest taka, że od jakiegoś już czasu AEW jako produkt już się nie broni, bo przecież Dynamite już od mniej więcej roku nie prezentuje specjalnie wysokiego poziomu, przynajmniej na dłużej niż dwa tygodnie.